CYKL 1. Teatr – Pasja. Czy teatr psuje muzykę?
O muzyce pasyjnej, która nie potrzebuje teatru, o teatrze multimedialnym, który nie może się obejść bez muzyki, i o tym, czy dzięki technologii może objawić się Bóg, rozmawiają: Grzegorz Jarzyna (TR Warszawa), Paweł Mykietyn (Nowy Teatr), Tomasz Cyz (dwutygodnik.com)
Źródła. Co teatr może zrobić z krzyżem?
Zapisy:
Zapowiedź:
Imre Kertész, mówiąc o największej traumie człowieka w Europie, przyrównuje doświadczenie Auschwitz do doświadczenia krzyża Chrystusowego. Może dlatego właśnie krzyż – a wraz z nim historia pasyjna – powróciła z wieloletniego wygnania do Europy po 1945 roku. Oratorium Golgotha Franka Martina ma premierę w 1949 roku, Pasja wg św. Łukasza Krzysztofa Pendereckiego w 1966, Passion and Resurrection Jonathana Harveya w 1981, Passio Arvo Pärta w 1982; filmy – Bergmanowskie Siódma pieczęć w 1957 i Goście Wieczerzy Pańskiej w 1963, Ewangelia wg św. Mateusza Pier Paolo Pasoliniego w 1964, Piłat i inni Andrzeja Wajdy w 1972; Apocalypsis cum figuris Grotowskiego w 1969; a od połowy lat 40. powstają kolejne wersje Crucifixion Francisa Bacona z najsłynniejszym z 1965 roku, Ukrzyżowanego wielokrotnie maluje Marc Chagall. I tak dalej.
Nie wszyscy twórcy przyznawali się i przyznają do wiary. Jednak coś w osobie Chrystusa pociągało ich na tyle, by się z Nim zmierzyć. Tym samym, by zmierzyć się ze swoim zwątpieniem. Dlaczego więc temat męki i śmierci Chrystusa pociąga? Kim jest – może stać się dziś – Chrystus? Czym jest krzyż? Czy to próba zmierzenia się z własnym zwątpieniem, niewiarą? A może w historii pasyjnej ważniejsze jest to, kim jest w niej człowiek, a nie: kim jest Bóg?
W 2008 roku podczas festiwalu Wratislavia Cantans odbywa się premiera Pasji wg św. Marka Pawła Mykietyna – kompozytora, który dotychczas nie mierzył się z tematem sacrum. Odwrócona narracja tej Pasji prowadzi do Ogrodu Oliwnego, gdzie Judasz całuje Chrystusa w policzek i śpiewa: „Rabbi”. A kompozytor stawia przed nami lustro i pyta: kim jesteś? Kim chcesz być? Mykietyn, rozpoczynając Pasję od śmierci Chrystusa, a kończąc na zdradzie, zdaje się mówić: zatem Chrystus umarł, słuchajcie i patrzcie. Umarł i nic, i nic więcej. Po śmierci istnieje tylko jej wspominanie, odwracanie czasu, przewijanie taśmy życia, istnieje tylko pamięć o życiu. Nie ma zmartwychwstania. Nie ma zbawienia. To pierwsza tak mocna myśl w kręgu muzycznych (i może nie tylko muzycznych) pasji, mówiąca o tym, że Chrystus tylko umarł. I nic. I koniec.
W 2012 roku Grzegorz Jarzyna realizuje w studiu telewizyjnym w Alwerni Pasję wg św. Łukasza Krzysztofa Pendereckiego. W spektaklu nie liczy się Chrystus, tylko Bóg-Ojciec, którego figurę Jarzyna lepi z gestów kompozytora – kiedy jego podest dyrygencki podnosi się nieznacznie podczas pierwszych taktów muzyki (chóralne uderzenie „Crux”), kiedy ponad głowami wciąż oglądamy jego rysunki czy encefalogramowy zapis fal mózgowych (wszystko powstałe podczas słuchania własnej Pasji), kiedy reflektory tworzą jego cień na suficie, przywołujący słynny witraż Wyspiańskiego z bazyliki oo. Franciszkanów, wreszcie, krótko przed finałem, kiedy widzimy na wielkiej projekcji, jak kreśli rysunki. To dość odważna propozycja, może symptomatyczna dla naszych czasów. Może i potrzebujemy Boga (boga), ale nie potrzebujemy Chrystusa.
Cytując Kertésza dokładnie: „Auschwitz i wszystko, co się z nim łączy (a co się z nim nie łączy?), jest od czasów krzyża największą traumą człowieka w Europie” (Dziennik galernika, 1973). Może dlatego zbiorowy bohater Pokłosia Władysława Pasikowskiego krzyżuje głównego bohatera granego przez Macieja Stuhra, którego potem „ukrzyżować” chcą ci, którzy w zbiorowym bohaterze białostockiej wsi zobaczyli siebie i przestraszyli się. Krzyż do dziś jest skandalem. Co może z nim zrobić teatr?
Tomasz Cyz („dwutygodnik.com”)